Rozdział 12

- kłamiesz..- odpowiedziała.- chcesz, abym bardziej była załamana? Harry nie spodziewałam się tego po tobie..- dodała.
- nie kłamie, choć pokaże ci..- wziął ją za rękę zszedł na dół. Włączył TV i przełączył na kanał gdzie są cały czas wiadomości.- widzisz, patrz tutaj. " dwie osoby nie żyją w wypadku samochodowym. Zayn Malik i Patrick Fenty są obecnie przygotowywani do pogrzebu. " myślisz jaki Zayn Malik jeździ BMW i8? Co?  poznałem jego auto, poznałem go jak pokazywali jego twarz..- powiedział po tym jak przeczytał tekst na ekranie. Spojrzał na nią.
- to przeze mnie..  To nie może być prawda, on żyje..- powiedziała ledwo słyszalnie. Łzy spływały jej po policzkach jedna za drugą.- zawieź mnie tam, proszę..- spojrzała na niego.- proszę..- dodała gdy Harry się zastanawiał.
- " z ostatniej chwili. Przed chwilą otrzymaliśmy wiadomość, że Zayn Malik jednak żyje. Uczestnik wypadku samochodowego był już prawie naoliwkowany gdy mężczyzna, który się nim zajmował zobaczył, że jego klatka piersiowa się unosi, a już po kilku minutach Malik otworzył oczy, a pierwszym co powiedział to było pytanie " gdzie jest Louise?" A potem przeraźliwiy krzyk "..- powiedział reporter. Louise siedziała z twarzą schowaną w ręce.
- on żyje.. Zayn żyje..- szepnęła.
- Louise, chcesz do niego jechać?- spytał.
- nie dam rady..- pokreciła przecząco głową i zaczęła płakać.
- spokojnie, bedzie dobrze, spokojnie..- szepnął Harry przytulając ją.
- " lekarze szpitala proszą, aby tajemnicza Louise wstawiła się tam iż Zayn nie chce z nikim rozmawiać tylko z nią.. mówi, że gdy bedzie pewny, że nic jej nie jest, wtedy bedzie mógł oddać się dla lekarzy.." - usłyszała głos reportera.
- chyba jednak musisz jechać..- odezwał się Hazza.
- zawieź mnie tam, natychmiast, muszę wyjaśnić mu kilka spraw..- powiedziała idąc w stronę wyjścia.
Po kilku minutach byli w szpitalu.
- gdzie leży Zayn Malik?- spytał Harry lekarki.
- kim dla niego jesteście?- spytała.
- jestem ta tajemnicza Louise, a to jest Harry jego znajomy, to gdzie on leży?- spytała Lou.
- w końcu jesteś! On jest  nie do wytrzymania! Cały czas powtarza, że masz tu przyjść, chyba jest zakochany w tobie..- powiedziała i pokazała drogę do pokoju Zayna.
- nie sądzę..- szepnęła gdy tamta kobieta odeszła. weszła do pokoju gdzie był Zayn. Louise aż zakryła usta ręką. Wyglądał.. tak.. strasznie.
- Zayn, idioto, patrz jak ty wyglądasz! I ty nie chciałeś, aby się tobą zajęli?!- krzyknęła na niego.
- Louise.. nic ci nie jest, to dobrze..- odetchnął z ulgą.
- mi nic, ale spojrz na siebie! Nawet zadbać o siebie nie umiesz!- powiedziała łamiącym się głosem.- czemu chciałeś, abym tu przyjechała? Czemu mnie tu ciągnąłeś? Wiesz jakie ja mam zdanie na twój temat..- dodała ciszej. Widziała ten ból w jego oczach, te wszystkie emocje.
- chciałem zobaczyć czy nic ci nie jest, to  chyba dobrze, co nie?- spytał trzymając się za nogę, która stawiał na ziemi.- chodź tu..- powiedział kiwając głową w swoją stronę.
- nie, nigdzie nie idę, ty powinieneś leżeć i się badać, a nie!- odpowiedziała wycierając łzy z policzków.
- Harry, weź ją popchnij w moją stronę, zrób chociaż to..- uśmiechnął się lekko, a już po chwili obejmował Louise w pasie.- chciałem, abyś tu przyjechała..- szepnął odgarniając jej włosy twarzy.
- puść mnie Zayn..- mruknęła patrząc w jego oczy.
- chciałem cię mieć przy sobie już tak dawno, sam nie wiedziałem dlaczego, nie jestem zdolny kochać kogoś, kocham samego siebie, ale ty jesteś inna..- zaczął mówić jak najęty.
- Zayn, za mocno uderzyłeś się w głowę, puść mnie..- chciała wyrwać się z jego objęć, ale nie pozwolił jej na to.
- proszę, ten ostatni raz..- szepnął przybliżając się do niej.
- Zayn, nie, bo jeśli pocałuję cie teraz będę chciała więcej.. a nie chce cały czas cierpieć..- odpowiedziała, patrząc w jego oczy.- i miałeś rację, powinnam wybrać kogoś w moim wieku, kogoś kto ma czystą przeszłość. Wybrałam już. Przepraszam Zayn, ale nie jesteś nim ty. Mam dość tego, że cały czas płacze przez ciebie,  cały czas cierpię, nie chce tak. Nie chce już płakać, czuć się samotna..- powiedziała, ale nie dokończyła, bo Zayn przerwał jej pocałunkiem. Odepchnęła go po kilku sekundach.- Zayn, właśnie to próbuje ci cały czas powiedzieć.. teraz mnie całujesz, a ja zaraz wyjde stąd i pewnie już nie wrócę..- szepnęła patrząc mu w oczy.
- Nie musisz odchodzić, możesz zostać ze mną, nie chce, abyś odchodziła..- szepnął.
- nie ma innego wyjścia,  musze odejść ..- odpowiedziała również szeptem.
- dobra. Uszanuję twoją decyzję..- puścił ją.  Odeszła kilka kroków w tył.
- zrozum, że tak będzie lepiej. Nie będziemy trzymać się razem wszystko będzie inne, my będziemy inni..- szepnęła, patrząc na niego.
- masz rację. Nie powinienem nawet cię poznawać,  nie powinienem się z tobą zaprzyjaźniać,  nic nie powinienem z toba robić,  tak by było najlepiej, prawda? - spytał, patrząc na nią.
- właśnie tak powinno być Zayn.-odpowiedziała cicho.
- rozumiem, więc teraz nie znamy się? - spytał. Pokiwała przecząco głową.- to.. nawet nie wiem co powiedzieć..- wypuścił powietrze z płuc.- więc to już koniec? - spytał, patrząc na nią.
- tak, to już koniec, nie wiem kim jesteś, a ty nie wiesz kim ja jestem..-szepnęła i wyszła z sali. Ruszyła w stronę wyjścia.
- Louise, poczekaj!!- usłyszała za sobą głos Malika. Odwróciła się do niego przodem.
- Zayn, powinieneś leżeć w łóżku..- jęknęła zmęczona.
- Nie będę tam leżał jeśli cię tam nie będzie.. - powiedział patrząc na nią.
- Zayn, proszę cię idź do sali..- odpowiedziała cicho.
- ale ty idziesz ze mną..- podszedł, a raczej pokuśtykał do niej.- ja nie mogę chodzić, a przyszedłem aż tutaj.. sepcjalnie dla ciebie..- powiedział stając koło niego.
- Zayn, proszę cię idź do sali, niech cie lekarze zbadają, wyglądasz tragicznie, a jak to coś poważnego? - spytała patrząc na niego.
- nic takiego kilka żebr złamanych, złamana noga, a no i jeszcze gdzieś tam wbiło mi się żebro, ale mam to w dupie.  Wolę zostać tutaj z tobą niż iść tam, aby mnie leczyli..-wyjaśnił. Spojrzała w jego oczy.
- Zayn, nawet nie wiesz jak mocno chciałabym tutaj zostać, ale nie mogę. Nie znam cię, nie wiem kim jesteś..- odpowiedziała, a łzy same zaczęły spływać jej po policzkach.
- Nie płacz.. to wszystko jest bez sensu.. ja.. nie mogę tak.. jesteś dla mnie ważna w życiu, ale ja nie dam rady kochać, chce, ale nie mogę.. - szepnął patrząc w jej oczy.  W ogóle nie rozumiała jego toku myślenia. Raz mówił to raz to..
- czekaj, bo już nic nie pojmuję.. chcesz kochać, ale nie możesz czy chcesz kochać, ale ci się nie chcę? - spytała patrząc na niego.
- to nie tak, po prostu.. to trudne po tym co przeżyłem..- westchnął cicho i przeczesał swoje włosy.
- idź się leczyć Zayn, nie możesz tutaj zostać, powinieneś teraz leżeć na sali, aby cię opatrzyli, to dla mnie za dużo na jeden dzień, muszę odpocząć..- szepnęła i ostatni raz na niego spojrzała.- żegnaj Zayn..- dodała i wyszła ze szpitala. Jak na razie miała dość. Nie chcialała z nikim rozmawiać, nie chciała nikogo widzieć na oczy. Musi to jakoś sobie poukładać. Wie, że nie może cały czas od tego uciekać, ale jak na razie nie ma innego wyjścia.
Weszła do mieszkania i od razu pobiegła na górę. Zamknęła się w swoim pokoju. Rzuciła się na łóżko przykrywając się kołdrą. Znów zaczęła płakać jak małe dziecko, ale co mogła zrobić. Chłopak, którego kocha nie umie kochać, jedyny chłopak, którego pokochała mocniej niż Harryego, którego kocha jak własnego brata. Nic w jej życiu nie idzie po jej myśli, wszystko zawsze się psuje, niszczy.
***
" kochać to znaczy niszczyć, a być kochanym znaczy być zniszczonym "*
To są święte słowa. U Zayna taka regółka to coś ważnego. Nie może kochać, bo to oznaczałoby, że jest słaby, zniszczony. Inni mówią, że miłość to coś zajebistego. Niestety nie u Zayna. Nigdy nie pogodzi sie ze stratą najbliższych mu osób, a zginęli właśnie przez tę zasraną miłość. Cóż może i warto mieć rodzine, kochającą żonę, ale też są złe strony tej "miłości ". Żona może zdradzać cię z innym, dzieci mogą wyrosnąć na przestępców. Są różne powowdy dlaczego Zayn nie chce kochać. Cóż dla Louise mógłby zrobić wyjątek, ale wtedy złamałby swoją zasadę. Siedział właśnie w jakimś pomieszczeniu. Sprawdzają mu czy z głową ma wszystko dobrze. Może i coś tam jest nie tak? Mówił takie żeczy do Lou, że sam nie wiedział co mówi. Westchnał cicho.
- niech się pan nie rusza, bo nic nie zrobimy.-usłyszał głos lekarza.
- jasne, już nie będę..- mruknął i leżał nieruchomo. A jak Louise na prawdę nie chce, aby on był koło niej? Aby w ogóle na nią nie patrzył, nie mówił do niej? W ogóle nic nie robił? Może się zabije, a ona nawet nie bedzie za nim tęsknić?
- skończyliśmy, może się pan ruszać..- powiedział lekarz, a Zayn wstał i ubrał buty.
- gdzie pan idzie?- spytał lekarz gdy ten chciał wyjść z sali.
- idę przeprosić Louise , chyba wiecie o kogo mi chodzi. Zrobiliście podstawowe badania, chce do niej iść..- wyjśnił idąc dalej.
- nie może pan, złamanie nogi może się pogorszyć i zamiast złamania zamkniętego  będzie miał pan otwarte , chce pan, aby wystawała panu kość? Mówię od razu, że to będzie źle wyglądać..- wyjaśnił mężczyzna i zaprowadził go z powrotem do sali, aby złamaną nogę zagipsować.
- ona mnie kocha..- szepnął po chwili.- ale ja nie umiem kochać kogoś innego, jestem egoistą, ale taka prawda..- dodał po chwili.
- wie pan.. nie jestem psychologiem, nie wytłumaczę panu tego, ale myślę, że warto próbować nowych rzeczy..- odpowiedział lekarza. Zayn prychnął pod nosem.
- to nie takie łatwe jak się wydaje..- powiedział.- na ile będę miał ten gips?- zmienił temat. Może koleś miał racje? Może powinien sgłosić się do psuchologa? Sam już nie wiedział co ma robić.
- jak dobrze się zrośnie to na trzy tygodnie..- odpowiedział kończąc gipsować.
- czyli cały miesiąc w dupe..- mruknął pod nosem. Dobrze, że nie miał żadnych wyścigów.. wtedy byłaby porażka. Westchnął cicho.
- tylko proszę nie zachowywać się jak dziecko i nie malować gipsu..- poprosił lekarz i podał mu kule.- prosze na siebie uważać, pójdzie pan jeszcze do sali obok, zobaczą co z pana żebrami..- dodał i wyszedł z pomieszczenia. Zayn idąc na kulach przeszedł do drugiego pomieszczenia. Na żebra dali mu usztywniacz, aby przypadkiem nie pogorszyć stanu i wypuścili do domu. Ma się jeszcze wstawić jutro po wyniki i rutynowe badania. Szedł, właściwie to sam nie wiedział gdzie idze. Rozejrzał się dookoła i zobczył dom Louise zaraz na przeciwko. Westchnął cicho i spojrzał na jej okno od pokoju. Siedziała tam zapłakana i patrzyłam na niego. Przygryzł dolną wargę. Spuścił głowę i ruszył dalej, do swojego domu.  Gdy był już na miejscu siadł na kanapie i odłożył kule na bok. Dobrze, że mieszkał sam, bo zaraz zaczęły by się pytania " a co ci się stało? Co zrobiłeś?" A szczerze mówiąc nie lubił tego. Westchnął ciężko i wziął telefon do ręki, przynajmniej jemu nic poważnego się nie stało prócz pękniętej szybki. Wszedł w wiadomości i zaczął czytać wszystkie po kolei jakie pisał z Louise. Śmieli się, wygłupiali.. takie życie. Ktoś przychodzi, a później odchodzi..
***
Siedziała w domu i patrzyła przez okno. Gdy wtedy zobaczyła Zayna o kulach stojącego przed jej domem chciała wybiec i go przytulić, ale powstrzymała się. Przecież nieznajomych nie można od tak sobie przytulać.  Westchnęła cicho i rzuciła się na łóżko i znów zaczęła płakać.  Zamknęła się w pokoju, aby nikt nie wchodził ani nie wypytywał co się z nią dzieje. Spędzi tu najbliższe kilka dni. W głowie miała cały czas Zayna, te jego głupie komentarze, te momenty kiedy ją rozśmieszał gdy była smutna i inne. Przeczesała włosy palcami.
- nie może tak być, musisz się pozbierać, pokazać mu, że to dla ciebie nic nie znaczy, że masz to i go gdzieś, musisz być silna..- szepnęła do siebie. Wstała z łóżka i weszła do łazienki.
- trzeba kilka rzeczy zmienić..- mruknęła i przemyła twarz wodą. Rozczesała włosy i nałożyła na twarz makijaż. Spojrzała na siebie w lustrze.  Wyglądała trochę inaczej, bo miała mocniejszy makijaż, a tak to wszystko takie same. Wróciła do pokoju i wzięła swój portfel. Starczy na to co chce kupić. Wyszła z domu i ruszyła do pobliskiego sklepu. Gdy z niego wyszła w torebce miała paczkę papierosów. Jak się zmieniać to na całego, prawda? Ruszyła w stronę salonu fryzjerskiego. Chciała pocieniować włosy czy coś w tym stylu.
Siedziała na jakieś polanie koło miasta. Wyjęła papierosy i zapalniczke. Raz się żyje, prawda? Wzięła jednego i podpaliła końcówke. Zaciągnęła się dymem. Zaczęła kaszleć. Wypuściła dym. Da rady, powinna dać rady. Zaciągnęła się ponownie. Nie kaszlała już tak mocno. Zaciągnęła się jeszcze kilka razy i już przyzwyczaiła się do dymu. Siedziała jeszcze na tej polanie sporo czasu i spaliła kilka papierosów. Gdy wracała do domu schowała paczkę papierosów tak, aby nie znalazła ich mama lub tata. Weszła do mieszkania i od razu udała się do swojego pokoju. Rodziców jeszcze nie było. Plus. Weszła do pomieszczenia i siadła na łóżko.
- zaczynamy nowe życie..- szepnęła do siebie i zgięła palce aż kostki wydały dziwny dźwięk.
* " to love is to be destroy and to be loved is to be destroyed " - Jace Wayland " Dary Anioła " XD
I tak oto zapowiada się rozdział 12. Mam nadzieję, że się wam podoba. XD kolejny będzie jak tutaj przynajmniej będzie z 4 komentarze. Udestępnijcie to gdziekolwiek czy coś XD do napisania: )

Rozdział 11.

W poprzednim rozdziale :

- Nie chce być tylko twoim przyjacielem. Wiem co do niego czujesz, ale to ja zawsze byłem przy tobie, to ja pocieszałem cie gdy byłaś smutna lub płakałaś. Znasz go zaledwie pół roku, mnie znasz prawie 7 lat. To niesprawiedliwe..- wytłumaczył patrząc cały czas w jej oczy.
- Harry, ja.. ja nie chcę o tym rozmawiać.. nie mam dzisiaj na to siły..- odpowiedziała po chwili ciszy.
- Louise, dobra.. ale.. pogadamy o tym, prawda?- spytał z blaskiem nadziei w oku.
- porozmawiamy, ale nie dzisiaj..- mruknęła zmęczona i przytuliła się do niego. Zamknęła oczy. Była bardzo zmęczona, potrzebowała snu, a do domu nie chciało jej się wracać.
- przytul mnie Hazz..- mruknęła w jego koszulkę. Objął ją w pasie i położył się z nią na pościel. Gładził delikatnie jej plecy ręką.
- śpij dobrze..- mruknął w jej włosy i sam próbował zasnąć. Udało mu się dopiero po 2 godzinach.

***

Obudził się wcześnie. Spojrzał na zegarek, który stał na szafce koło łóżka. 6.12. Westchnął cicho i odkręcił się na plecy.
- która godzina? - usłyszał koło siebie delikatnie zachrypniety głos dziewczyny.
- kilka minut po szóstej..- odpowiedział i spojrzał na nią, uśmiechając się lekko. W jego oczach z rozwalonymi włosami w każdą stronę, rozmazanym makijażem i zaspanymi oczami dziewczyna wyglądała pięknie.
- muszę się zbierać, zaraz muszę iść do szkoły..- podniosła się z łóżka i założyła swoje buty.
-może cie odwieźć? Wezmę prysznic i spakuje książki..- podrapał się po karku z lekkim uśmiechem.
- jasne, tylko się pośpiesz, bo do szkoły mam godzinę drogi..- odpowiedziała patrząc na niego.
- do szkoły też cie mogę odwieźć..- dodał wstając z łóżka.
- jak chcesz, chyba nawet lepiej, nie chce się natknąć na Zayna..- mruknęła cicho patrząc na swoje dłonie.
- jasne, mam nadzieję, że nie narzucam się..- powiedział i wyszedł do łazienki. Dziewczyna siedziała na jego łóżku rozglądając się po jego pokoju. Miał tak samo jak w starym mieszkaniu. Zawsze wszystko miał rozwalone po podłodze. Wstała z łóżka i zaczęła zbierać wszystko po kolei. Nie mogła się oprzeć, aby tego nie ruszać. Nie lubi gdy jest brudno, a zwłaszcza u chłopaka w pokoju. Po jakichś 10 minutach, wszystko było na swoim miejscu. Uśmiechnęła się lekko, a do pokoju wszedł Hazza.
- co tu się stało?- spytał, stając koło niej.
- um.. trochę posprzątałam, wiesz jaki tu miałeś syf?- spytała, spoglądając na niego.- gdy byłeś młodszy jeszcze sam po sobie sprzątałeś, a teraz co się stało?- zadała ponownie pytanie. Podrapał się lekko po karku.
- zmieniłem się Louise, już nie jestem tamtym dawnym Harrym..- odpowiedział po chwili namysłu.
- to zauważyłam gdy zobaczyłam cie pierwszego dnia w liceum.. Boże jak ty wyglądałeś..- zaśmiała się cicho.- dobra, to możemy teraz jechać do mnie?  chce wziąć prysznic i się przebrać..- dodała z lekkim uśmiechem.
- jasne, spoko..- odpowiedział i wyszli z jego pokoju jak i domu. Wyprowadził swój samochód z garażu, a po chwili dziewczyna  już siedziała w nim.
- to najpierw do ciebie, a później do szkoły?- spytał dla upewnienia.
- tak, dokładnie..- uśmiechnęła się lekko. Ruszyli z miejsca. Po kilku minutach byli w jej mieszkaniu.
- poczekam tutaj, a ty idź się ogarnij..- uśmiechnął się i zgasił silnik.
- zaraz wracam..- odpowiedziała i wysiadła. Ruszyła do swojego mieszkania. Już nie pozwoli, aby jakiś chłopak namieszał w jej głowie. Zayn to była pomyłka. Harry to jej przyjaciel. Czy ona zawsze musi mieć takiego pecha w miłości? Westchnęła cicho. Weszła na górę i wzięła szybki prysznic i przebrała się. Spakowała książki na dzisiaj i szybko zeszła na dół. Zamknęła drzwi na klucz i wsiadła do samochodu Hazzy.
- już jestem, mam nadzieję, że długo mi to nie zajęło.. nie sprawdziłam zegarka.. wiesz, że moich rodziców już nie ma w domu? Zawsze mama robiła mi śniadanie, a teraz nawet w domu jej nie ma..- uśmiechnęła się lekko i zapieła pasy.- jedźmy do szkoły, nie chce spotkać Malika..- dodała po chwili.
- jasne, nie ma sprawy..- odwzajemnił uśmiech i ruszył z miejsca.
- i tak go spotkasz, jesteście razem w klasie, nie zapominaj..- odezwał się po kilku minutach.
- Fakt, ale jak będę się trzymała  ciebie, to chyba nie podejdzie do mnie co?- spytała i spojrzała na niego.
- no, nie wiem.. nie chce być twoim ochroniarzem przed Zaynem. Wiesz, że i tak będziesz musiała mu powiedzieć co do niego czujesz? Prawda?- spytał i wjechał na teren szkoły.
- coś podejrzewam, że on już to wie..- szepnęła na tyle głośno, aby mógł ja usłyszeć.
- jak to wie? Skąd?- spytał, parkując w wolnym miejscu.
- po prostu, wczoraj jak się wróciliśmy, on powiedział, że.. że on nie jest ślepy i to go boli..- odpowiedziała.- Nie wiem skąd się dowiedział..- szepnęła i spojrzała na swoje ręce.
- eh, nie martw się, pomogę ci z tym..- odezwał się po kilku sekundach ciszy. - marnie wyglądasz po każdej kłótni z Malikiem i w ogóle dziwnie wyglądasz jak nie ma przy tobie tego.. człowieka.. - dodał po chwili i wysiadł z samochodu.
- co masz na myśli?- spytała też wysiadając z auta.
- po prostu zakochałaś się w nim na zabój..- uśmiechnął się lekko i włączył alarm. Ruszyli w stronę szkoły.- Oddała byś życie za niego. Byś rozszarpała każdą dziewczynę jaka by podeszła do niego. To się nazywa zazdrość. A powodem zazdrości jest miłość..- wytłumaczył, otwierając jej drzwi od szkoły. Dziewczynę zamurowało. Czy byłaby zdolna do tego co mówi Harry? Pewnie tak jeśli byłaby w związku z Zaynem. By była mega zazdrosna. Nie jedna chce, aby Zayn choć na nią spojrzał. Westchnęła cicho.
- mogę z nią porozmawiać?- usłyszała przed sobą bardzo znajomy głos.
- nie powinieneś, teraz, to ona powinna sobie wszystko przemyśleć, rozumiem cie chłopie, ale daj jej czasu..- odezwał się loczek. Zabronił mu rozmawiać z nią. Jak na jakiś czas. Później chyba będą mogli rozmawiać..
- stary, mamy sobie kilka spraw do wyjaśnienia, muszę z  nią porozmawiać..- domagał się Zayn. Dziewczyna spojrzała na niego ponad ramieniem. Zayn stał i patrzył na Harryego błagającym wzrokiem.
- trzeba było wczoraj nie wychodzić tak szybko.. trzeba było zostać i wszystko sobie wyjaśnić, nie wiem co sobie myślisz, że jednego dnia się kłócisz, a następnego mówisz, że mamy sobie coś do wyjaśnienia. Teraz ty poczekaj.. - odezwała się w końcu dziewczyna. Nie mogła patrzeć jak oni wymieniają między sobą tę dziwne zdania. Powiedziała prawdę. To co myśli. Tak nie powinno być. Bał się wczoraj, że tak szybko uciekł? Mógł zostać i wyjaśnić wszystko.. jego strata.. Louise ruszyła stronę klasy gdzie miała pierwszą lekcje. Usiadła w ławce gdzie siedzi Harry. Nie chciała siadać do swojej, bo wiedziała, że Zayn tam siądzie. Po chwili Harry zajął miejsce obok niej.
- spokojnie, jakoś to pójdzie..- uśmiechnął się lekko i przytulił ją.
- łapy precz od niej, nie waż się jej nawet dotykać!- usłyszała Zayna za sobą.
- nie mów mu co ma robić. Jeśli chce mnie przytulać to niech mnie przytula.. to jest mój przyjaciel, ma do tego prawo..- odpowiedziała, patrząc na niego. Uniósł ręce w obronnym geście i usiadł do ławki. Dziewczyna westchnęła cicho i wyjęła książki.
- nie chce tutaj siedzieć, najlepiej to bym poszła do domu, źle się czuję..- odezwała się w połowie lekcji.
- spokojnie, wytrzymaj jeszcze trochę, zaraz bedzie dzwonek..- uśmiechnął się lekko i wrócił spojrzeniem na tablice. Dziewczyna czuła się źle. Nie dała dojść do słowa chłopakowi, którego kocha, nic dzisiaj nie zjadła, w ogóle czuje się jakby się nie czuła. Westchnęła cicho i położyła głowę na ławkę.
- nie chce mi się..- Jęknęła cicho.
- spokojnie..- mruknął w jej stronę.- jeszcze pięć minut, wytrzymaj..- dodał. Zamknęła oczy. Czuła jak w głowie jej się kręci. Niekiedy to fajne  uczucie, ale w tej chwili takie nie było. Po kilku minutach zadzwonił dzwonek
Dziewczyna ledwo co szła. Wszystko ja zaczęło boleć. Brzuch, głowa..
- Odwiozę cie, na prawdę wyglądasz marnie, jesteś cała blada...- powiedział gdy wyszli z klasy. Złapał ja pod ramię i przetrzymywał, aby nie upadła. Była tego bliska. Po chwili nogi jej same się poplątały. Prawie upadła na ziemię. Gdyby nie Harry, pewnie by już leżała..
- Louise, oddychaj głęboko, zaraz będziemy w samochodzie..- szepnął cicho.
- co jej jest?- spytał Zayn, który szedł za nimi.
- ty jesteś..- odpowiedział Harry i wyprowadził ją ze szkoły.
- ja ją zawiozę, idź na lekcje..- oznajmił, odbierając dziewczynę dla chłopaka.
- coś ci nie wierzę..- odpowiedział, skanując sylwetkę Zayna wzrokiem.
- to uwierz, chce ją zawieść do lekarza, daj mi ją, ty nadrób lekcje, jak na razie za dużo opuściłeś..- odpowiedział w miarę spokojnie.- nie dyskutuj ze mną tylko wypierdalaj na lekcje!- warknął w jego stronę. - jeśli będziemy jeszcze tu stać i się kłócić, to ona nam tu padnie, chcesz tego?! - spytał podniesionym tonem.
-  dobra, jedź z nią, i nie ulegaj na żadne jej rozkazy..- odpuścił.- Trzymaj się Loui..- szepnął. Zayn wziął dziewczynę na ręce i ruszył w stronę swojego samochodu. Posadził ją na pasażerce od razu zapinając jej pasy. Siadł za kierownice i ruszył w stronę szpitala.
- chce do domu, zawieź mnie do domu..- mruknęła zmęczona.
- nie zawiozę cie do domu, bo trzeba zobaczyć co z tobą jest. Jesteś biała jak ściana, no proszę cie..- odpowiedział.
- nic mnie to nie obchodzi, zawieź mnie do domu!- rozkazała. Zjechał gwałtownie na pobocze i zatrzymał się. 
- o co ci chodzi co?! Chce ci pomóc, pewnie jesteś chora, co w tym złego?- spytał, patrząc na nią.
- nic w tym nie jest złego. Czasami tak mam, że jestem blada. Nie znasz mnie, nie wiesz co mi jest. Jestem po prostu na skraju wyczerpania..- odpowiedziała cicho.
- znam cie. Nigdy dotąd nie miałaś takich odchyłów, a teraz tak raptownie się pojawiły? Zastanów się..- mruknął. Westchnął cicho i przejechał ręką po swojej twarzy.- Louise, wiesz, że mamy sobie coś do wytłumaczenia..- odezwał się po chwili.
- nie mam ochoty teraz rozmawiać, chce do domu..- szepnęła nawet na niego nie patrząc.
- Louise, posłuchaj mnie.. słyszałaś co wczoraj powiedziałem.. to mnie boli, bo zakochałaś się w niewłaściwym facecie, dlatego postanowiłem, że zostaniemy oficjalnie przyjaciółmi, uwierz, chciałbym, aby było inaczej, ale.. sama wiesz, że byłem w więzieniu.. nie jestem odpowiednim gościem dla ciebie..- wyjaśnił.
- i co z tego, że byłeś w więzieniu? Nie obchodzi mnie to, rozumiesz?! Kocham cie debilu, nawet jeśli byłeś w więzieniu!!- prawie krzyknęła na niego. Spojrzał w jej oczy.
- Louise, nic nie rozumiesz..
- to ty nic nie rozumiesz. Ile jeszcze razy mam powtarzać, że kocham cie jaki jesteś teraz, a nie jak kiedyś..- przerwała mu zdanie.
- nie ustąpisz, prawda?- spytał. Spojrzała na niego jedno znacznie.- czyli nie.. Louise.. jesteś trudną kobietą..- westchnął cicho.- jeszcze wszystko przemyśle, ale teraz jedziemy do szpitala..- oznajmił i odpalił samochód.
- nie chcę do szpitala, chcę do domu, zawieź mnie do domu..- mruknęła opierając głowę o zimną szybę samochodu.
- nie ma mowy, muszą cie zbadać, pewnie masz jakiegoś wirusa..- pokręcił głową na boki.
- nic mi nie będzie, Zayn! Zabierz mnie do domu!- krzyknęła na niego.
- nie krzycz na mnie kocie, bo jak jak ja na ciebie krzyknę, to bedzie źle..- mruknął, skupiając się na drodze.
- byś na mnie nakrzyczał?- spytała ciszej.
- jeśli byłoby to konieczne..- wzruszył ramionami.- nie raz już na ciebie krzyczałem, co nie?- spytał z lekkim uśmiechem.
- ale to było kiedyś..- odpowiedziała cicho.- na prawdę musimy jechać do lekarza?- spytała.
- tak, nie ma innego wyjścia. Harry bedzie mi truł dupe, że cie nie przypilnowałem..- wykręcił oczami i westchnął cicho.
- nie masz racji, Hazza jest nadopiekuńczy, ale bez przesady..- powiedziała,  patrząc na niego. Prochynął pod nosem.
- kłócił się ze mną przed szkołą.. o to kto cie zawiezie do szpitala.. bał się o ciebie, że mogę ci coś zrobić, choć znam cie już pół roku..- powiedział przez zaciśnięte zęby.
- ej, spokojnie, on tylko jest o ciebie zazdrosny..- wzruszyła ramionami.
- zazdrosny? Przecież on jest twoim przyjacielem..- odpowiedział już sam nie wiedząc kim tak na prawdę jest dla niej Harry. Przyjacielem? Drugim chłopakiem? Zaparkował koło szpitala.
- tak, to tylko przyjaciel, ale on czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń..- wyjaśniła po skrócie.
- więc nie będę się między was pchał..- humor mu się popsuł. Był taki szczęśliwy, że wyjaśnił sobie wszystko z Louise, a wychodzi na to, że ona zaraz bedzie pewnie miała chłopaka i to bedzie Harry, nie on.
- o co ci teraz chodzi?- spytała wysiadając zaraz za nim. Zakręciło jej się w głowie i zdążyła złapać się maski, a by spadła.
- nic ci nie jest?- spytał podbiegając do niej. Złapał ją w pasie patrząc w jej oczy.
- powinno..- szepnęła cicho.
- widzę, że nie. Może cie zanieść do środka?- spytał.
- spokojnie, dam sobie rady..- mruknęła odpychając go od siebie.
- Louise, co jest znowu z tobą nie tak?- spytał idąc za nią.
- moje humorki, kobiety w ciąży tak mają..- odpowiedziała w żartach.
- że co?! Jesteś w ciąży?!- spytał zatrzymując się gwałtownie w miejscu.- z kim?- zadał ponownie pytanie. Odwróciła się do niego przodem.- na pewno nie moje, my..
- nie twoje, nie wiem czyje, byłam wtedy pijana..- złożyła ręce na krzyż na klatce piersiowej.
- pierdolisz! Jesteś w ciąży i nawet nie wiesz kto jest ojcem?!- spytał denerwując się po woli.- czy ty jaja sobie teraz ze mnie robisz?!- warknął w jej stronę. Jakim cudem ona w ciąży?! Ona? jak?!
- i dlatego jestem taka osłabiona, masz rozwiązanie..- wzruszyła ramionami.- i nie pierdole, bo nie mam kogo..- dodała wchodząc do szpitala z głupim uśmiechem na twarzy. On tak łatwo się nabiera..
- ale na serio jesteś w ciąży?- spytał.
- tak, jak się zapłodnie..- mruknęła cicho.
- czyli nie jesteś?! Boże jaka ulga, wiesz jak mnie nastraszyłaś? Matko, nigdy więcej tak nie rób, ok? Byłem gotów rzucić szkołę i iść do pracy, abyś miała w co ubrać malucha..- siadł na jednym z krzeseł w poczekalni. Przetarł dłońmi twarz.
- że co chciałeś zrobić? Zayn, nawet jeśli było by to twoje dziecko to ja mam wystarczająco pieniędzy, aby dać mu jeść i zapewnić odpowiednie warunki..- zaśmiała się kładąc na jego ramieniu swoją rękę dla pocieszenia.
- jakby to było moje, to ja bym tu już dawno flaki wypruwał ze szczęścia..- prychnął pod nosem.- Louise idź się lepiej zarejestruj, bo jak wejdę na wyższy level to ten schowek bedzie nasz..- pokręcił głową na boki nie patrząc na nią.
- już idę..- odpowiedziała od razu i ruszyła się zarejestrować. Wróciła po kilku minutach. - zaraz powinnam wejść, nie ma nikogo tutaj..- odezwała się siadając koło niego na krześle.
- nie nabieraj mnie już tak więcej..- odezwał się po chwili.
- i co? Teraz będziesz tak to przeżywał?- spytała, patrząc na niego. Prychnął cicho.
- nie, ale po prostu..
- to nie moja wina, że w to uwierzyłeś, powiedz mi kiedy ja byłam pijana?- spytała, unosząc brew do góry.
- fakt, ty nie chodzisz na imprezy..- zaśmiał się cicho.
- no właśnie, więc.. a poza tym, nie powiedziałabym tego od razu dla ciebie, nikomu bym nie powiedziała..- wzruszyła ramionami.
- ale później byś musiała.. byś inaczej wyglądała, byś przytyła i w ogóle. Kazdy by zauważył, że coś jest z tobą nie tak..- wyjaśnił z lekkim uśmiechem.- a tak na marginesie.. chciałabyś mieć dziecko?- spytał. Spojrzała na niego.
- jakoś w wieku 30 lat, bo wcześniej będę zajęta szkołą..- odpowiedziała.- a ty?- dodała.
- ja? Cóż, niro nadaję się na ojca..- odpowiedział, patrząc w podłogę.
- nie nadajesz? A kto przed chwilą powiedział, że byś rzucił szkołe, aby pójść do pracy?- spytała, kładąc mu rękę na ramię.- powinieneś założyć rodzinę już dawno temu, masz 21 lat..- pokreciła głową na boki.
- czekam na tę odpowiednią..- westchnął cicho.- żartuje, nie bawię się w miłość i tak dalej..- dodał po chwili. Spojrzała na niego pytająco.- prawda, ja.. wiem co do mnie czujesz, ale jak powiedziałem, nie jestem odpowiednim chłopakiem dla ciebie, nie wiem, weź Harryego czy kogoś innego, zrozum, że ja nie jestem odpowiednim kandydatem na męża.. ja.. nie zakocham się w żadnej dziewczynie, napewno. Wiem, że pewnie teraz cie ranie, ale to nie dla mnie. Nie potrafię kochać..- wytłumaczył. Spojrzał, na nią, a dziewczyna była już prawie przy wyjściu ze szpitala. Zacisnął zęby i ręce. Jak zwykle wszystko zepsuł. Wstał z krzesła i ruszył za nią.- Lou, poczekaj!- krzyknął za nią gdy był już na zewnątrz.
- po co? Abyś kolejny raz wszystko   zniszczył?! Ty nic nie rozumiesz! Na początku naszej znajomości powiedziałeś dla mojej mamy, że jesteśmy razem, choć wcale tak nie było.. potem całowałeś mnie praktycznie przy wszystkich! Wtedy było dobrze, nie byliśmy w prawdziwym związku i nam się układało, a teraz? Masz szansę mieć mnie przy sobie mając pewność, że nie będę ugadniać się za innymi, ale ty nie. Powiedz mi.. każdą dziewczynę tak wykorzystujesz? Rozkochujesz ją w sobie, wykorzystujesz, a później mówisz, że to nic nie znaczyło? Gratuluję pomysłu! Jesteś bardzo kreatywny, tylko, szkoda, że nie liczysz się z uczuciami innych.. nie chce cie znać, w ogóle.. nie mam już na ciebie sił, zejdź mi z oczu!- powiedziała łamiącym się głosem i  ruszyła w stronę swojego domu. Stał kilka chwil jak zamurowany na chodniku. Przeczesał włosy ręką pociągając przy końcówkach. Jak zwykle wszystko zepsuł. Taka jego już tradycja.. wsiadł do swojego samochodu i ruszył w stronę swojego mieszkania. Czyli teraz wszystko jest tak jak kiedyś za nim ją poznał? Westchnął cicho i przyspieszył. Wymijał samochody, które zagradzały mu drogę. Nawet sam nie wiedział dokąd jedzie. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wziął jednego, włożył go między wargi, podpalając jego końcówkę. Westchnął cicho i spojrzał w boczną szybę. Tyle ludzi chodzących razem za ręce, niektórzy się przytulają, całują. Niby z boku wyglarda to pięknie, a tak na prawdę jest to koszmar. Zayn nigdy nie był zakochany i nigdy nie będzie. Może i polubił Louise, ale zakochałć się w niej? Ktoś, a raczej coś przerwało jego rozmyślania. Spojrzał na drogę, ale nic nie widział, prócz niebieskiej blachy jakiegoś forda.
- co, do...- zaczął i wysiadł. Rozejrzał się dookoła.- że ja walnąłem w ciebie?- spytał sam siebie. Otworzył drzwi i wyciągnął kierowcę, który jeszcze kontaktował.- ale, że mi się nic nie stało?- nadal rozmawiał sam do siebie. Chyba jednak musiał uderzyć się w głowę. Już zaczął rozmawiać do siebie.
- zadzwoń po karetkę, masz jeszcze siły?- spytał tego kolesia.
- jasne, uważaj!- krzyknął, ale byli już za późno. Samochód, który jechał znad przeciwka, walnął w tył samochodu Zayna, a ten odbił i by miażdżył bruneta, ale ten zdążył uskoczyć jednak źle wylądował. Runął na ziemię z bolącą nogą.
- cholera, jasna!- warknął i plunął. Złapał się za nogę.
- pogotowie już jedzie, nic panu nie jest?- spytał ten nieznajomy.
- nic mi nie jest! Pewnie załamałem sobie nogę, ale nic mi nie bedzie!- warknął w jego stronę.
- oprócz nogi w gipsie..- odpowiedział.
- nawet tego nie będzie, nie pozwolę, aby mnie unieruchomili na miesiąc, ja mam poważniejsze sprawy!- powiedział przez zaciśnięte zęby.- niech jeszcze jeden kurwa przyjedzie, niech mnie kurwa dobije, przynajmniej nie bedzie mnie boleć!- krzyknął. Mówił i ma. Gdy już mu prawie udało się wstać, zdążył tylko spojrzeć do góry, a samochód walnął w czarne BMW Malika, które i tak było już poniszczone.- fajnie..- szepnął i zasłonił twarz rękoma i dostał aż go odrzuciło do tyłu. Zaczął kaszleć i wygiął plecy, które go bolały. Z nosa, głowy i jednej brwi leciała mu krew. Noga, która miał prawdopodobnie złamaną, bolała go jeszcze bardziej niż wcześniej. Zacisnął zęby i oczy z bólu.
- nic mi nie bedzie, nic mi nie bedzie! - powtarzał w myślach. I to nie było prawdą.

***

Siedział w swoim domu. Była godzina jakoś kilka minut po 16. Wrócił właśnie ze szkoły. Rozsiadł się na kanapie i włączył TV. Z Louise nie rozmawiał odkąd pokłócił się z Zaynem o nią dzisiaj rano. Zawiózł ją do lekarza? Wszystko z nią dobrze? Jak się teraz czuje? Westchnął cicho i miał już przełączać gdy coś ciekawego zaczęło lecieć.
- " dzisiaj około godziny 10 rano na ulicach stworzył się wielki korek, a spowodowany był wypadkiem, w którym uczestniczyły dwie osoby. Jedną z nich jest Patrick Fenty, a drugą Zayn Malik. Pan Malik jadąc z dużą prędkością jak twierdzą świadkowie zagapił się i uderzył niebieskiego Forda. Pan Fenty nie przeżył tego. Znaleziono go z telefonem w ręku z ostatnich połączeń wynika, że dzwonił na pogotowie. Z zeznań wynika też, że Zayn wyciągnął go z pojazdu, niestety jadące audi walnęło w BMW i8 i Malik upadł, następnie czarne BMW i4 walnęło w Malik aż odleciał do tyłu. Lekarze z karetki znaleźli go kilka metrów dalej, ale był nieprzytomny. W karetce okazało się, że serce Zayna Malika przestało bić. Obydwoje zostali przewiezieni do szpitala na Wall Streat. Więcej nic nie wiadomo. Jeśli będziemy coś więcej wiedzieć poinformujemy państwa. Mówił.. "- ale Harry już reszty nie słuchał. A jak tam była Louise? Nic nie mówili o niej.. wziął telefon do ręki i wybrał jej numer. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Louise, nic ci nie jest? Jesteś cała?- spytał na wstępie.
- tak, czemu masz taki dziwny głos?- spytała załamanym głosem. Też płakała.
- ja? Nie, wydaje ci się..- odpowiedział. Przeczesał włosy ręką.- a ty? Czemu płaczesz? Oglądałaś wiadomości?- spytał.
- nie, po prostu pokłóciłam się z Zaynem rano i już.. nie oglądałam żadnych  wiadomości, po co?- zadała pytanie.
- jeśli ci powiem, pewnie będziesz płakać jeszcze bardziej i nie chce, abyś sobie coś zrobiła, więc zaraz u ciebie będę..- powiedział i się rozłączył. Wziął potrzebne rzeczy takie jak kluczyki i telefon. Zszedł na dół, gdy już był ba zewnątrz wsiadł do samochodu i ruszył do mieszkania Louise. Gdy dojechał na miejsce wszedł od razu i pobiegł do niej na górę.
- Louise.. nie oglądałaś wydarzeń tak?- spytał. Pokiwała przecząco głową.- Zayn miał wypadek, i jakby ci tu powiedzieć..- podrapał się po karku.- no i on nie żyje, powiedzieli, że w karetce  w drodze do szpitala jego serce przestało bić..- dodał po chwili.

Hej. Ale się porobiło, co nie? Ej, ale . Jest już ok. Jak i nie ponad 3000 wyświetleń, a tak mało komentarzy... proszę, komentujcie.. dziękuję. Kolejny ( chyba już 19 ) już się pisze. Gdy będziecie komentować szybciej pojawi się reszta rozdziałów. To chyba tyle.. do zobaczenia w następnym.