Rozdział 15.

Siedziała w swoim pokoju przy oknie. Było już dość wcześnie rano. Właśnie dochodziła 4, a ona nie mogła zasnąć. Światło miała zgaszone, więc jej pokój był ciemny mimo jasnych, zielonych ścian. Westchnęła cicho i zabrała włosy, które wpadały jej do oczu, do tyłu. Nadal nie mogła przestać myśleć o tym co spotkało Zayna w dzieciństwie. Nawet biedny nie wie, że Trisha nie jest jego biologiczną matką, ale z tego co Louise zauważyła, Malik ją kocha jakby była jego prawdziwą matką. Niestety tylko ona wie, że tak nie jest. No, jeszcze wie Jason i Trish, a teraz Harry, a Zayn nie ma o tym bladego pojęcia. "Kocham cie i już zawsze będę " Jego słowa nie dawały jej spokoju. Zrozumiał co do niej czuje? Ale czemu tak późno? Nie mógł powiedzieć jej tego wcześniej, gdy jeszcze się tak nie zmieniała, nie odizolowała się od niego? Czemu Zayn zawsze jej to robi? Jest taki arogancki i za każdym razem mówi jej to czego ona nigdy nie chciałaby od niego usłyszeć? Zawsze postępował wobec niej dość rozsądnie, ale nie mogła sobie tego uświadomić, że.. że dopiero teraz wyznał co do niej tak naprawdę czuje.. Jak dla niej to za dużo jak na kilka dni. Patrzyła przez okno i myślała, że to sen. Że to co powiedział jej brunet, a później co powiedział ten cały Jason to tylko wytwór jej wyobraźni, że to nie prawda. Nie chciała znać takiej prawdy, nie teraz, nie dzisiaj,  a już w zasadzie to wczoraj. Nic nie szło po jej myśli. Myślała, że jak da sobie spokój z Malikiem i nakłoni się,  aby go nie kochać, to wszystko będzie łatwiejsze, a teraz się okazuje, że jest jeszcze gorzej niż sądziła. Na ulicy było pusto. Niekiedy przejeżdżał samotny samochód. Latarnie uliczne dawały żółty blask na chodnik i kawałek jezdni. Jedna z latarń była zepsuta, cały czas migotała jakby puszczała dla Louise oczko.  " mi już odbija, właśnie latarnia do mnie puszcza oczko, to normalne? Jeszcze teraz rozmawiam ze sobą.." powiedziała w myślach. Było z nią źle.. Nie mogła spać, miała zwidy takie jak te z latarnią.. Coś się złego działo, ale jeszcze nie wiedziała co.. Wypuściła ciężko powietrze, a jej klatka uniosła się gwałtownie gdy zaczerpnęła tchu. Wstała z parapetu i podeszła do swojego łóżka. Słabe światło dochodzące z ulicy pozwoliło jej określić mniej, więcej położenie różnych rzeczy. Znała swój pokój na pamięć, ale po ostatnim napadzie histerii kilka rzeczy zmieniło swoje położenie. Zapaliła małą lampkę nocną i zasłoniła okno opuszczając zielone zasłony. Były dopasowane do koloru ścian, tak, że tylko biały pasek przy suficie i oczywiście sufit był innym kolorem. Ruszyła po woli do łazienki. Umyła tylko zęby i to z wielkim ospaniem. Nic jej się nie chciało robić. Zdjęła buty i położyła się do łóżka. Próbowała zasnąć, ale gdy tylko zamknęła oczy widziała obraz małego Zayna, jakby ołówkiem i kredkami narysowano obraz na jej powijakach od wewnętrznej strony. Nigdy nie miała pojęcia jak niektórzy ludzie mają takie talenty jak rysowanie czy śpiewanie, a nawet aktorstwo. Oglądała nawet kilka kabaretów i stwierdziła, że nie umiałby odnaleźć się w tych wszystkich rolach. Umiała jako tako rysować, ale nigdy nie próbowała swojego talentu gdzieś dalej,  w wyższych ligach. Uznawała po prostu, że to nie dla niej i tak nie osiągnęłaby wiele. Gdy jej myśli wkroczyły na inny temat niż Zayn udało jej się zasnąć. Na zegarku wybiła akurat równo 5 nad ranem.
Gdy się obudziła czuła się jakby wpadła pod tira,  a później pod pociąg, a na koniec pod tira, pociąg i samochód do tego. Była w złym nastroju i rozszarpałaby wszystko co stanęło by na jej drodze. Zeszła po woli na dół do kuchni. Czuła się naprawdę jak jakieś gówno.. nie miała siły na nic, nawet na jedzenie śniadania, więc zrobiła sobie tylko mocną kawę, aby się obudzić. Poszła jeszcze do salonu po paczkę papierosów i zapalniczkę. Odkryła, że dym papierosowy pomagał pozbyć się nadmiaru złości, smutku czy też innych emocji. Pozwalał rozpiąć napięcie jakie panowało w najmniejszym mięśniu ciała. Podpaliła końcówkę papierosa i wciągnęła dym do płuc. Harry kazał jej to rzucić, ale ona nie wiedziała czy chce. Spojrzała na zegarek stojący na jednej z półek. Było kilka minut po siódmej. Jeszcze zdąży do szkoły, ale nawet nie wiedziała czy chce do niej iść. Te wszystkie twarze, które patrzyły by na nią tymi swoimi dziwnymi oczami, nie zniosła by tego. Nie teraz. Nie po tym czego się dowiedziała i w jakim jest stanie. Zgasiła papierosa gdy poczuła, że lekko parzy ją w palce. Wypiła kawę i odstawiła kubek do zalewu. Ruszyła do łazienki. Może wyrobi się na drugą lub trzecią lekcje. Wzięła krótki prysznic i umyła zęby, stojąc przed lustrem w ręczniku owiniętym w okół jej mokrego ciała. Wysuszyła włosy i ubrała się typowo do szkoły. Spakowała książki do plecaka i zbiegła na dół. Wzięła paczkę papierosów i wraz z zapalniczką schowała w małą kieszonkę w plecaku. Biorąc klucze od domu wyszła z niego i zamknęła drzwi na klucz. Ruszyła po woli w stronę szkoły. Nie chciała się spieszyć, wolała w ogóle nie iść, ale znów by miała przechlapane u rodziców jak wtedy gdy nie było jej 10 ostatnich minut na ostatniej lekcji. Nie wiedziała jak to wtedy przyjąć, wtedy była bardziej podatna na wpływ rodziców,  ale teraz zbyłaby ich jakimś tekstem i poszłaby do swojego pokoju. Ludzie się zmieniają, a ona ma już pół metamorfozy za sobą. Jeszcze jest druga część, którą chce zacząć w najbliższym czasie. Weszła do budynku szkoły i przyjęła na twarz maskę obojętności.
***
Zayn siedział nad rysunkiem pół nocy. A to nos nie ten,  usta zbyt pełne, pomylił kolory oczu. W końcu zdecydował się na czarno-biały rysunek z niektórymi elementami barwnymi jak na przykład, zrobił bardziej czarniejsze włosy, tęczówki poprawił brązową krętką, a na policzkach namalował lekki róż. Dziewczyna wyglądała znajomo. Dla Zayna bardzo znajomo. Nie wiedział co rysuje do póki nie pojawił się pierwszy cały obraz. Louise. To ją malował. Chciał odzwierciedlić każdy jej szczegół, ale musiał próbować wiele razy z powodów wymienionych powyżej. W końcu około godziny 2 miał już to co chciał. Odłożył szkicownik i położył się spać. Rano wstał jak zwykle odkąd miał gips na nodze, obolały. Nie przyzwyczaił się do niego,  a może to te koszmary sprawiały,  że rzucał się po łóżku i wszystko go rano bolało?  dzisiaj skorzystał z podwózki mamy do szkoły. Nie miał samochodu,  a ponad godziny nie chciał iść na piechotę jeszcze w gipsie. Autobusami nie jeździł,  bo po prostu nie lubił. Zawsze były zatłoczone i nie jedno spojrzenie dziewczyny lądowało na nim. Znienawidził to odkąd zaczął.. " podkochiwać " się w Louise. Zaczął uważać, że ona jest najważniejsza. Chciałby, aby tylko ona patrzyła na niego, aby był nie widoczny dla innych. Nie mógł tak zrobić jak w filmach. Nie mógł pstryknąć palcami i zniknąć. Musiał przeżyć te chwile.
Wszedł do budynku szkoły. Ruszył w stronę swojej szafki. Otworzył ją i wyjął kilka książek, których dzisiaj będzie używał. Zamknął drzwiczki z hukiem i ruszył w stronę klasy. Cały czas myślał o swoim rysunku. Czemu akurat narysował Louise? Czemu akurat ją? Wszystko było dla niego zagadką.. Nie rozumiał nic. Wszedł do klasy jak drugi. W środku siedziała już Louise. Westchnął cicho i usiadł w ławce obok dziewczyny. Nienawidził siedzieć koło niej i się nie odzywać. Spojrzał na nią. Mógłby patrzeć tak przez kilka lat jak i nie wieczność.
- Moja mam chciałaby zobaczyć cie dzisiaj u nas na obiedzie.. Nie.. Nie namawiam cię, ale sądzę, że chce z tobą porozmawiać..- odezwał się po kilku chwilach ciszy. Nie wiedział jak dziewczyna zareaguje.. Może na niego nakrzyczy i w ogóle.. Zdziwił się gdy odpowiedź była całkiem inna.
- Przyjdę, muszę z nią też porozmawiać.. Ostatnio dużo się dzieje i mam nadzieję, że choć ona mi pomoże..- powiedziała lekkim jak wiatr głosem. Wyczuł od niej dym papierosowy.
- Przyjdź.. O 16..Myślę, że już wszystko będzie gotowe.. Jak chcesz mogę..
- Zayn, nie wysilaj się.. Nie idę tam ze względu na ciebie tylko na twoją mamę i proszę.. Ucichnij do końca szkoły, ok? - spytała zmęczonym głosem. Nie wiedział jak się zachować.. To pierwsza dziewczyna, która tak na niego działa. Żadna do tej pory nie odzywała się tak do niego, nawet nie pozwalał im się tak odzywać, ale Louise Snuff była inna niż każda pozostała.. Wyróżniała się z tłumu inteligencją, poczuciem stylu, pięknością, wszystkim. Nie wiedział gdy zaczynał tutaj szkołę, że ta dziewczyna  będzie miała na niego aż taki wpływ. Po chwili zadzwonił dzwonek. Do klasy zaczęli wchodzić uczniowie, którzy od razu zajmowali swoje miejsca w ławkach. Zayn patrzył na swoje dłonie i nie chciał nawet zanotować tematu gdy nauczyciel pisał go na tablicy. Klasa była nie dość, że liczna to jeszcze wielka.. Niekiedy musiał krzyczeć, aby ci z końca czyli na przykład on i Louise go usłyszeli, dlatego pisał to co ważniejsze na tablicy. Gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę, Louise podniosła się i biorąc w ręce książki szybko wyszła z klasy. Zayn ruszył po woli w stronę sekretariatu. W drugim semestrze trzeba było wybrać sobie dodatkowe zajęcia. Są do wyboru zajęcia artystyczne, hiszpański, włoski i zajęcia sportowe. Zayn wybierał jeszcze między artystycznymi a sportowymi. Lepiej chyba gdyby wybrał artystyczne,  bo w sportowych w tym roku raczej się nie popisze. Zapukał lekko w drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było ładnie urządzone. Ściany były koloru białego a na środku stała duża lada koloru ciemnego brązu, która stanowiła tu większości miejsca. Po bokach stały różne szafki, a w kącie stał okrągły stolik z dwoma krzesłami po bokach. Na ladzie jak i na półkach stało mnóstwo pucharów. Złotych, srebrnych, brązowych. To były osiągnięcia szkoły. Sportowe, artystyczne jak i z innych dziedzin nauki. Podszedł bliżej i spojrzał na kobietę może o kilka lat starszą od niego. Na oczach miała duże okulary, teraz są modne tak zwane "kujonki", blond włosy okalały jej naturalną twarz. Na sobie miała czarną sukienkę przepasaną brązowym szerokim paskiem w talii.
- Dzień dobry, chciałbym zgłosić moje dodatkowe zajęcia..- odezwał się lekko zachrypniętym głosem. Odkaszlnął cicho.- To będą artystyczne, wybrałbym sport, ale widzi pani w jakim jestem stanie..- powiedział, a głos już brzmiał normalnie. Sekretarka wypisała coś na karcie gdzie widniały różne nazwiska. Podała mu, aby się podpisał, że zgadza się na zajęcia poza lekcyjne. Zauważył, że kartka była przeznaczona na listę osób, które chciały iść na artystyczne. Zeskanował wzrokiem wszystkie nazwiska i natrafił na Snuff.
Na jego twarzy pojawiło się lekkie zaskoczenie, ale po chwili zniknęło ukryte za maską obojętności. Nie raz widział jej niektóre nieskończone szkice w jej szkicowniku. Uważa, że ma talent, ale ona nie. Nie raz mu to mówiła, że to są same bohomazy. Zayn wiedział swoje. Widocznie zapisała się na zajęcia artystyczne, aby "podszkolić" swoje umiejętności co Zayn uważał za absurdalny pomysł. Podpisał się obok swojego nazwiska i odłożył długopis.
- Zajęcia zaczynają się od nowego semestru czyli już od poniedziałku. Trwają dwie godziny po lekcjach, myślę, że dasz rady się poświęcić..- odezwała się sekretarka. Spojrzał na nią.
- Rysowanie to moja pasja, raczej zrobiłbym wszystko, aby znaleźć się na tych jak i innych zajęciach artystycznych. Miłego dnia,  do widzenia..- odpowiedział i wyszedł z pomieszczenia. Ruszył w stronę następnej klasy gdzie miał lekcje. Niestety znów siedział z Louise i nie miał pojęcia jak przetrwa ten dzień w szkole jak i czas, w którym Lou będzie na obiedzie u niego. 
-Mamo, starczy.. Ona nie przychodzi tu z mojego powodu, chce z tobą porozmawiać, nie wiem o czym, ale chce..- odpowiedział. Stał właśnie w progu kuchni i patrzył jak mama wszystko przygotowuje na przyjście Louise. Stół zasłany był białym obrusem a na środku stał wazon z kwiatami. Widniały w nim czerwone róże, a wiedział, że Lou ich nie znosi.
- Mamo zmienić kwiaty, albo w ogóle ich nie stawiaj, Louise nie lubi czerwonych róż, woli niebieskie, uważa, że są wyjątkowe i piękne..- powiedział zamyślony. Myślał jak to wszystko wypadnie. Zjedzą razem obiad, a później co? Westchnął cicho.
- Za 30 minut będzie Louise.. Jeśli tak bardzo chcesz, aby tu stały niebieskie róże to idź do kwiaciarni za rogiem i je kup, tylko pośpiesz się, nie ma dużo czasu..- powiedziała, sprawdzając czy kurczak już się upiekł.
- Dobra, zaraz będę..- mruknął i wyszedł z domu. Ruszył chodnikiem w stronę kwiaciarni. Nigdy tam nie był. Nie musiał kupować kwiatów, więc nie chodził tam. Gdy wszedł do środka poczuł piękny zapach. Było to mieszaniną woni każdego z kwiatów. Razem dawało to na prawdę przepiękny rezultat. Przejrzał się dookoła za niebieskimi kwiatami. Podszedł do półki gdzie stały. Wyciągnął kilka sztuk i podszedł do lady zapłacić. Gdy już wszystko miał ruszył w stronę powrotną do domu. Wszedł do środka i usłyszał odgłosy rozmowy dobiegające z kuchni. Ruszył w tamtą stronę. Zobaczył Louise i jego mamę.
- Już jestem, przepraszam za spóźnienie..- odezwał się i podszedł do stołu. Wstawił kwiaty do wazonu gdzie wcześniej były czerwone róże. Louise patrzyła na kwiaty. Jej oczy lekko błyszczały, ale po chwili wróciły do normalnego stanu.
- Dobrze, to zapraszam do stołu..- powiedziała Trisha i siedli koło okrągłego stołu. Pani Malik jak i Louise siedziały koło siebie, a Zayn usiadł po drugiej stronie. Wszystko już stało na stole. Spojrzał na zegarek. Było kilka minut po 16. Cóż, z gipsem na nodze nie mógł szybko chodzić. Zaczął dłubać widelcem w jedzeniu. Nie chciało mu się jeść. Z reszta, nie jadł już od kilku dni. Zawsze gdy zaburczało mu w brzuchu podpalał papierosa, a burczenie ustępowało.
- Chciałabym z panią porozmawiać..- zaczęła cicho.- W cztery oczy..- dodała nawet nie patrząc na Zayna.
- Dobra, więc pójdę do siebie, miłej pogawędki..- odezwał się i wstał od stołu. Wyszedł z kuchni a już po chwili było słychać jak drzwi od jego pokoju zamykają się z hukiem.
- Więc o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytała kobieta zbierając naczynia. Louise wstała i jej pomogła.
- Chodzi o panią i Zayna.. Nie wiem.. Wiem, że nie powinnam się wtrącać, ale dowiedziałam się wczoraj od jego kolegi, że pani nie jest jego biologiczną matką..-zaczęła jąkając się. Kobieta posłał jej spojrzenie pełne smutku.
- Cóż.. To prawda.. Zayn powinien mieć na nazwisko Wayland, ale adoptowałam go gdy miał 7 miesięcy.. Zmieniłam mu nazwisko i teraz jest jak jest..- odpowiedziała szeptem. Usiadła na krześle i zakryła rękoma twarz.- Jego matka nie żyje.. Umarła przy porodzie.. Harry i Elli Wayland byli moimi przyjaciółmi. Znałam ich bardzo dobrze.. Zawsze mi pomagali i ja im też..- powiedziała cicho. Widać, że tęskniła za tymi ludźmi.
- Może mi pani powiedzieć jak to było? - spytała Louise. Wiedziała, że nie powinna, ale nie mogła się powstrzymać. Starsza kobieta pokrywała lekko twierdząco głową.
- Elli była dobrą kobietą.. Polubiłam ją od razu jak przeprowadzili się tutaj wraz z Harrym.. Mieli już jedno dziecko.. Córkę.. Miała na imię Isabelle.. Była słodka.. Miała wtedy chyba z 10 lat.. więc była starsza niż Zayn.. Później z Simonem słyszeliśmy wiele kłótni, które trwały bardzo długo. Słyszałam jak mała Isabelle płacze.. Raz kazałam iść Simonowi do nich, zobaczyć co się dzieje. Gdy wrócił powiedział..
***
Wysoki mężczyzna wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Simon.. Co się tam dzieje? - spytała kobieta, która siedziała na kanapie choć było już późno.
- Harry powiedział, że jest wszystko w porządku.. Z środka dobiegł szloch dziewczynki, a gdy Elli wyszła zobaczyć kto przyszedł miała siniaka pod okiem. Pytałem jak to sobie zrobiła, ale powiedziała, że uderzyła się o szafkę..- wyjaśnił siadając koło swojej żony. Kobieta zakryła usta ręką.
- Simon, on ją bije, tak nie może być..- powiedziała, płacząc.
- Kochanie, spokojnie, nic nie dzieje się dla Elli, jest twardą kobietą i myślę, że sobie poradzi..- szepnął, przytulając Trishe do siebie. Westchnęła cicho i wtuliła się w męża.
Obudził ją dzwonek do drzwi. Wstała z łóżka i zeszła na dół. Otworzyła drewnianą płytę, a Elli wpadła do przedpokoju jak burza.
- Elli co się dzieje? - spytała, zamykając drzwi. Poszła do salonu gdzie była blondynka.
- Trish.. On, on mnie zostawił, powiedział, że już mnie nie chce..- zaczęła płakać.
- Harry cie zostawił?! Kiedy?!- spytała i usiadła obok niej.
- dzisiaj powiedział, że nie chce wychowywać dziecka, które urodzi się za jakiś czas, powiedział, że ma mnie i Isabelle dość i nie będzie się zajmował jeszcze drugim dzieckiem..- wychlipała.
- Dziecko?! Jesteś w ciąży i on cię zostawił? - spytała zatroskana Trish. Pani Wayland pokiwała energicznie głową. Pani Malik przytuliła mocno kobietę.- Pomogę ci ile dam rady, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć..- powiedziała i głaskała ją po plecach ręką w pocieszającym geście.
- Dziękuję ci za to Trish, nie wiesz jak mocno ci za to dziękuję..- powiedziała i przytuliła się mocno do kobiety.
- Już wiadomo jakiej płci będzie dziecko..- powiedziała Elli. Właśnie wraz z Trish siedziały u niej w salonie i oglądały zdjęcia USG malucha. Kobieta była już w 7 miesiącu ciąży.. Nie chciała wiedzieć na początku czy to chłopczyk czy dziewczynka, ale już nie wytrzymała i się spytała.- To będzie mały Zayn Wayland..- powiedziała szczęśliwa.
- Cieszę się twoim szczęściem..- powiedziała z uśmiechem Trish.
***
- I było tak przez kolejne kilka miesięcy. Zawsze przychodziła do mnie i pokazywała mi zdjęcia USG Zayna.. Był na początku jak mała fasolka, która z czasem rosła..- powiedziała cicho Trish. Westchnęła cicho i przetarła lekko oczy.- Nadszedł dzień porodu.. Elli urodziła zdrowego chłopczyka, ale wystąpiły powikłania i Elli umarła kilka godzin później. Nie mogłam tego zrozumieć. Wszystko było w porządku, a później tak nagle umarła. Zdążyła jeszcze zobaczyć Zayna. Czuła, że coś jest z nią nie tak, więc napisała mi na małej karteczce, że mam zaopiekować się małym. Bardzo chciałam wziąć go od razu do domu, spełnić prośbę, pokazać,  że zaopiekuje się małym jak trzeba, ale gdy już mogłam go zabrać ze szpitala powiedziano mi, że nie mogę go wziąć, że mały musi trafić do domu dziecka.. Gdy wróciłam do domu Simon akurat wrócił z pracy. Opowiedziałam mu wszystko co się wydarzyło. Wtedy zgodziliśmy się, aby adoptować Zayna.. Formalności trwały kilka miesięcy. Zayn trafił do tego domu gdy miał 7 miesięcy. Później był chrzest. Postanowiliśmy, że zmienimy mu nazwisko na Malik. I tak już zostało we wszystkich papierach oprócz aktu urodzenia. Zayn bardzo polubił naszą rodzinę. Może dlatego, że myślał, że jesteśmy jego prawdziwymi rodzicami.. I tak było przez kolejne dwa lata.. Po tym czasie zaczął się koszmar. Byłam z Simonem w ciąży. Zaczęły się kłótnie. Bałam się, że będzie tak samo jak z Elli i Harrym. Na drugim USG lekarz powiedział, że ciąża jest zagrożona.. Kilka kłótni później trafiłam do szpitala. Poroniłam. Byłam zdruzgotana gdy powiedziałam o tym dla męża on wziął i mocno mnie przytulił, pocieszał i przepraszał, za wszystko co zrobił.. Trwaliśmy w zgodzie przez kolejne 4 lata i wtedy chyba po 15 latach małżeństwa chyba mu się znudziłam.. Powiedział, że chce rozwodu. Więc mu go dałam.. Nie chciałam z nim mieszkać pod jednym dachem. Pamiętam, że Zayn wtedy nie chciał iść,  bo nie było tam zabawek, ale jakoś go zaciągnęłam. Pytał gdzie jest jego tatuś, ale mówiłam mu, że wyjechał wraz z siostrą i bratem Zayna. Oczywiście wszyscy byli adoptowani. Został tylko Zayn i Saffa ze mną..- powiedziała cicho.
- Czemu pani adoptowała tę wszystkie dzieci?- spytała po chwili.
- Gdy poroniłam powiedziano mi, że nie będę mogła mieć w przyszłości dzieci.. Strasznie chciałam, aby ktoś latał po domu z uśmiechem więc adoptowałam je.. Żadne z nich nie wie, że nie jestem ich biologiczną matką..- powiedziała cicho i westchnęła. Louise nie wiedziała co powiedzieć. To było straszne.. Z jednej strony współczuła tej kobiecie, że nie mogła mieć dzieci, że adoptowała te wszystkie maluchy, ale z drugiej strony kobieta musiała przeżyć koszmar..
- Czyli nie jestem twoim prawdziwym synem?- usłyszały zza pleców. W progu od kuchni stał Zayn i patrzył na Trish.- Zamierzałaś mi to w ogóle kiedykolwiek powiedzieć? Że nie jesteś moją matką? Że moja mama umarła, a ojciec mnie zostawił?- spytał, a jego głos był lekko zachrypnięty.
- Zayn, to nie tak..Chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak..- szepnęła i podeszła do niego. Zayn w ogóle nie ruszał się z miejsca, stał i patrzył na kobietę, która teraz wydawała mu się zupełnie obca.
- Trzeba było powiedzieć mi to od razu, nie wiem co ty sobie myślałaś, ale ja mam prawo wiedzieć, kto jest moim biologicznym ojcem, jak mam na prawdę na nazwisko..- powiedział cicho.
- Może ja już lepiej pójdę, chyba musicie sobie poważnie porozmawiać..- odezwała się Lou. Malik w końcu spojrzał na nią.
- Ty.. Powiedziałaś, że już to wiedziałaś, Jason też wiedział.. I nic mi nie powiedzieliście?! Za kogo wy się uważacie? Za moją dziewczynę i przyjaciela?- spytał z oburzeniem.
- Nie jestem twoją dziewczyną i nie powiedziałam ci, bo to obowiązek twojej mamy, nie mój i nie sap do mnie, bo to nie moja wina, ja tylko starałam się zachować tajemnicę, każdy człowiek je ma, tak jak ty i nie mów mi co zrobiłam, a czego nie!- powiedziała lekko podniesionym  głosem.
- Moja mama przecież nie żyje, prawda?- spytał, patrząc z powrotem na Trish.- Nie żyje, a mój ojciec zostawił mnie gdy moja prawdziwa matka była ze mną w ciąży..- powiedział, a jego oczy zalśniły...


Hej. Dodałam rozdział. Wiem, że ucięty jak ucięty, ale już po prostu mam taki zapierdziel w szkole i w domu, że nie dam rady dodawać rozdziałów. Zawsze gdy znajdę jakąś chwilkę czasu to będę dodawała, więc.. Dziękuję wam bardzo za komentarze i w ogóle za wszystko. Jesteście najlepsi.. Na początku gdy zakładałam tego bloga myślałam, że nikt nie będzie komentował i zaglądał na tego bloga.. Dziękuję wam z całego serca. Kolejny rozdział = 4 komentarze :) Do napisania :)